
Radek Dejmek w Koronie spędził pięć lat. Był kapitanem i dobrym duchem szatni. Dlaczego w tak młodym wieku zawiesił buty na kołku? Przeciwko komu grało mu się najtrudniej? Jak wspomina współpracę z Gino Lettierim i wreszcie jakie ma plany na przyszłość?
Kamil Dulęba, Cow Koronie.pl: W styczniu ubiegłego roku w wieku 32 lat postanowiłeś zakończyć karierę. Czy miały na to wpływ kontuzje?
Radek Dejmek, były kapitan Korony: Tak, ta ostatnia która mi się przydarzyła zadecydowała. Miałem operację kolana, udała się i wróciłem na boisko, ale znów zerwałem to samo więzadło i już nie byłem w stanie wrócić do dobrej dyspozycji.
Problemy z kolanami miałeś już gdy grałeś w Koronie.
– Zgadza się. Tylko, że tym razem było to lewe kolano. Więzadła krzyżowe. Jedna z najgorszych kontuzji dla piłkarza.
W Kielcach spędziłeś pięć lat. Który sezon wspominasz najlepiej w swoim wykonaniu?
– Całość wspominam bardzo dobrze. Najlepiej jednak grało mi się za trenera Bartoszka. Zajęliśmy wtedy piąte miejsce w tabeli. To było coś wspaniałego.
Było kilka momentów, że mogłeś odejść z Korony.
– To prawda, ale ja nie miałem na to żadnego wpływu. W Kielcach zawsze bardzo dobrze się czułem. Jak się dało to się z klubem dogadywaliśmy. Jakbym musiał odejść to bym to zrobił. Zależało mi na dobru Korony.
Jakim kapitanem był Radek Dejmek?
– To bardzo trudne pytanie. Nie łatwo siebie oceniać. Zawsze się starałem robić wszystko żeby nie było problemów i w szatni była dobra atmosfera. W każdym sezonie mieliśmy świetną ekipę. Zespół zadecydował żebym to ja nosił opaskę, to była dla mnie duża odpowiedzialność, ale nie bałem się tej roli. Byłem z tego dumny.
W Koronie pracowałeś z ośmioma trenerami…
– Nie da się ukryć, że było ich sporo. Nie jest to idealna sytuacja, ale od każdego trenera mogłem wziąć coś pozytywnego. Jako drużyna nie patrzyliśmy, że są roszady na stanowisku trenera tylko wykonywaliśmy swoją pracę .
Którego szkoleniowca najlepiej wspominasz pod względem piłkarskiego rozwoju?
– Od trenera Pachety wyciągnąłem najwięcej. Dużo z nami rozmawiał na temat pracy w defensywie. Rozegrał dużo meczów w La Liga i zawsze jak miałem do niego jakieś pytanie to dostawałem odpowiedź jak się zachowywać na boisku. Bardzo duży profesjonalista.
Najtrudniej chyba pracowało Ci się z Gino Lettierimi.
– Był trudnym człowiekiem. Nie lubię wracać do tego tematu. Ja od początku czułem, że nasza relacja była szorstka. Teraz patrzę na to z dystansem.
Mimo tak dużej liczby trenerów na atmosferę w szatni nigdy nie mogliście narzekać, a Twoje „mosa mosa” przeszło do historii.
– To wszystko dzięki temu jaka fajna ekipa była w Koronie. Dużo piłkarzy się zmieniało, ale zawsze mieliśmy dobrą atmosferę. „Mosa” wyszła spontanicznie. Cieszę się, że nadal się w Kielcach o tym pamięta.

Fot. Korona Kielce
Najlepszy piłkarz z którym grałeś w Koronie?
– Nie potrafię wyróżnić jednego. Przez te lata przewinęło się naprawdę sporo ciekawych piłkarzy.
A z rywali przeciwko któremu grało się najtrudniej?
– Jeśli chodzi o całą karierę to Kevin De Bruyne. Grałem przeciwko niemu w Belgii, już wtedy prezentował wysokie umiejętności. Strzelił nam w pierwszej połowie trzy gole i było po wszystkim. W polskiej lidze Orlando Sa. Dobrze zbudowany zawodnik, był bardzo silny.
Twoje pożegnanie z Koroną nie było najlepsze. Kwiaty, pamiątkowa patera 20 minut przed meczem i to wszystko…
– Patrząc na to teraz z czystą głową to uważam, że gdyby w Koronie był wtedy inny zarząd to moje pożegnanie pewnie by wyglądało zupełnie inaczej. Stało się, ale nie zmienia to mojej sympatii do Korony.

Fot. Echo Dnia
Z jakim nastawieniem przychodziłeś do Polski? Chyba nie spodziewałeś się, że spędzisz tutaj aż tyle lat.
– Nie wiedziałem czego się tu spodziewać, ale od samego początku miałem same pozytywne odczucia. Duże wrażenie zrobiła na mnie atmosfera na stadionach, jak ludzie pomagali. Nie wiedziałem ile czasu tu spędzę. Łącznie grałem tu prawie 7 lat. Mam same dobre wspomnienia z Polską.
Po Koronie wybrałeś Cypr. To raczej nie był udany dla Ciebie okres pod względem piłkarskim.
– Tak, trafiłem do Pafos. Źle wybrałem. Nie chcę się bronić, ale nie zaaklimatyzowałem się tam. Było tam bardzo gorąco i nie poradziłem sobie z tym. Szybko jednak stwierdziłem, że pora wracać i grać tam gdzie czuję się dobrze. Jedyne co miło wspominam to, że córkę mam z tamtego okresu.
Pół roku później byłeś już w Polsce i związałeś się z GKS-em Katowice. Plany były ambitne, bo mieliście walczyć o awans do Ekstraklasy, a spadliście do II ligi.
– Podobał mi się pomysł klubu. Brałem pod uwagę też to, że miałem blisko do Liberca, bo tam została moja żona. Niestety nie osiągnęliśmy swojego celu. Ja nie jestem osobą, która chce uciekać z klubu po spadku. Chciałem pomóc i walczyć o powrót do 1 ligi, ale wtedy złapałem kontuzję. Mimo, że nie zagrałem tam dużo meczów to czułem się odpowiedzialny za całą sytuację.

Fot. gkskatowice.eu
Ostatni mecz w sezonie był chyba najdziwniejszy w Twojej karierze.
– Spadliśmy w kuriozalnych okolicznościach. Nikt się nie spodziewał, że gola strzeli nam bramkarz i to jeszcze w doliczonym czasie gry. O tym meczu można rozmawiać bardzo długo. Każdy się zastanawia co tam się wtedy wydarzyło. Do dzisiaj świetnie pamiętam ten mecz. Byliśmy bardzo blisko utrzymania i wszystko się w momencie posypało.
Co teraz robisz?
– Trenuję chłopaków U-14 w Slovanie Liberec, jestem asystentem. Mam też pracę niezwiązaną z piłką. W firmie z ubezpieczeniami.
Skąd pomysł na numer 32?
– Gdy trafiałem do Korony to chciałem numer 3, ale był zajęty przez Kamila Kuzerę. Wybrałem 32, bo ja jestem urodzony 02.02, a mój dziadek 03.02. W wieku 32 lat też skończyłem karierę grając z numerem 32, to nie może być przypadek.
Chciałbyś kontynuować karierę trenerską?
– Na obecną chwilę trudno powiedzieć. Chciałem spróbować czy sobie poradzę. Zobaczę jak będzie dalej. Muszę robić jeszcze licencje i łapać doświadczenie trenerskie, bo nie jest tak, że jak się grało w piłkę to od razu będzie się super trenerem, który wie wszystko. Obecnie jestem asystentem trenera i uczę się. Podoba mi się to, że pomagam tym młodym chłopakom w rozwoju. Zacząłem drugą pracę i może tam pójdzie dobrze. Zobaczymy.
Śledzisz poczyniania Korony?
– Oczywiście. Bardzo dobry początek sezonu. Później trochę gorzej, ale drużyna nadal jest w czołówce. Teraz wrócił trener Ojrzyński, który w Kielcach jest ważną postacią. Trzymam kciuki i życzę awansu.