Trzeci odcinek cyklu „Pamiętne mecze” opowie o spotkaniu, które wspominają na pewno także młodsi sympatycy Korony. Ale dziś nie zawitamy przy Ściegiennego 8, lecz wybierzemy się w podróż do Warszawy. Na ławce trenerskiej żółto-czerwonych zasiadał Marcin Brosz, a w podstawowym składzie wybiegło siedmiu Polaków.
Łazienkowska 3 i Legia Warszawa. 23 sierpnia 2015 roku, 6. kolejka ekstraklasy. Trener Brosz decyduje się na taką jedenastkę:
Zbigniew Małkowski – Vladislavs Gabovs, Piotr Malarczyk, Radek Dejmek, Kamil Sylwestrzak – Tomasz Zając (70. Paweł Sobolewski), Aleksandrs Fertovs, Vlastimir Jovanović, Marcin Cebula (63. Nabil Aankour), Łukasz Sierpina – Przemysław Trytko (66. Michał Przybyła).
Wiele z tych nazwisk wciąż wywołuje miły uśmiech na twarzy kieleckiego kibica. W jednym zestawieniu wychowankowie Piotr Malarczyk, Marcin Cebula i Michał Przybyła, ale również doświadczeni i bardzo lubiani zawodnicy jak Zbigniew Małkowski, Paweł Sobolewski, Radek Dejmek.
Ale jak to zostało przyjęte w starciach ze stołecznym zespołem, to Legia stawiana była w roli zdecydowanego faworyta. W przedmeczowych przypuszczeniach Korona mogłaby przyjąć remis z pocałowaniem ręki, w końcu kielczanie na stadionie Legii nie wygrali nigdy w historii.
Worek z bramkami otworzył się bardzo szybko – już w 2. minucie ze swojego trafienia cieszył się Przemysław Trytko, który zadedykował bramkę swojej mamie. Niestety po strzelonej bramce Korona została zepchnięta do defensywy, gospodarze chcieli jak najszybciej odrobić straty. Pierwsza połowa to przede wszystkim ataki Legii i walka w środku pola. Dobitnie pokazują to statystyki: 37% posiadania piłki Korony i tylko jeden celny strzał na bramkę (gol Trytki). Kielczanie ani razu nie wykonywali rzutu rożnego, a „wojskowi” czynili to ośmiokrotnie.
Mimo sporej przewagi Legii, Koronie do przerwy udało się zachować prowadzenie. Piłkarze Brosza do szatni schodzili podbudowani jednobramkową przewagą. Legię pożegnaną gwizdami z trybun w szatni czekał trudny kwadrans.
Po zmianie stron obraz gry nie ulegał zmianie. Legia dalej przyciskała Koronę do defensywnego muru. Goście walczyli jak tylko mogli odbijając zmasowane ataki wicemistrzów Polski. Naciski Legii przyniosły efekt w 58. minucie. Choć czy wtedy gospodarze rzeczywiście zasłużyli na wyrównującego gola z rzutu karnego autorstwa Nemanji Nikolicia? Zbigniew Małkowski w pomeczowych wypowiedział stwierdził, że cofał ręce przy interwencji w polu karnym. Początkowo sędzia główny Piotr Lasyk odgwizdał rzut rożny dla gospodarzy, lecz po konsultacji ze swoim asystentem zmienił decyzję i wskazał na „wapno” (była to już druga duża kontrowersja spotkania – pod koniec pierwszej połowy Dominik Furman powinien obejrzeć drugi żółty kartonik i wylecieć z boiska).
Wynik 1:1 stał się faktem, podbudowana powrotem do meczu Legia jeszcze mocniej naciskała Koronę. Pierwsze historyczne zwycięstwo na stadionie Łazienkowskiej oddalało się od żółto-czerwonych. Gospodarze dalej wyprowadzali groźne ataki, niestety dla nich, tego dnia kielecka defensywa spisywała się bardzo dobrze, m.in. kilka razy fantastycznymi interwencjami ratował kolegów Zbigniew Małkowski.
Mecz zbliżał się do końca, każdy kibic przyjął do wiadomości, że spotkanie zakończy się podziałem punktów. Aż nadeszła 93. minuta. 15 sekund do gwizdka kończącego mecz… Jakub Rzeźniczak traci piłkę w narożniku boiska przy własnej bramce na rzecz Michała Przybyły, ten niewiele myśląc popędził w stronę Dusana Kuciaka, oddał strzał po dalszym słupku… i jest! Korona wychodzi na prowadzenie!
Cały zespół pobiegł w stronę strzelca bramki, ławka rezerwowych wraz z całym sztabem szkoleniowym rzuciła się na Przybyłę. Arbiter nie pozwolił nawet gospodarzom postawić futbolówki na środku boiska i zakończył widowisko. Pierwsze, historyczne zwycięstwo Korony przy Łazienkowskiej stało się faktem! A Michał Przybyła bohaterem spotkania! Oczywiście nie można ujmować zasług reszcie drużyny, bo wszyscy solidnie zapracowali na trzy punkty.
Do dziś pozostaje to jedyny komplet, z którym z Warszawy wrócili piłkarze Korony.
Jakub Walkowicz