Śmiało można uznać go za legendę Korony Kielce. Przy Ściegiennego spędził 6,5 roku. Jak trafił do Polski, dlaczego nie przeszedł do West Hamu, czego nauczył go futbol i czym się teraz zajmuje?
Zapraszam na rozmowę z Hernanim.
Kamil Dulęba CowKoronie.pl: Pamiętasz swój debiut w ekstraklasie?
Hernani Jose da Rosa: Tak. To był wyjazdowy mecz z Górnikiem Polkowice. Grałem wtedy na pozycji defensywnego pomocnika. Trudny był to dla mnie mecz, bo w Brazylii byłem przyzwyczajony do gry po ziemi, a tu dużo piłek szło od obrońców do napastników. Pamiętam, że było wtedy bardzo zimno.
Ile czasu potrzebowałeś na aklimatyzację?
– Jeśli chodzi o przyzwyczajenie się do miasta, pogody i jedzenia to około trzy miesiące. A do gry to prawie pół roku. W Brazylii graliśmy trójką stoperów, ja byłem tym centralnym. W Polsce od razu w czwórce, dla mnie gra w linii była trochę ryzykowna. Miałem z tym problemy. Teraz ustawienie z wahadłowymi jest popularniejsze. Inaczej się gra w piłkę niż wtedy. Futbol poszedł do przodu.
W Brazylii wypatrzył Cię Marek Koźmiński i zaproponował przeprowadzkę do Polski. Długo się zastanawiałeś?
– Na podjęcie decyzji miałem godzinę, ale odpowiedź dałem w 5 minut. Gdy dostałem ofertę to pokazali mi herb Górnika i powiedzieli, że to jeden z najbardziej utytułowanych klubów w kraju. Nie wiedziałem czego spodziewać się w Polsce. Jak tu przyjechałem nie miałem pojęcia jaką Górnik ma historię.
Dlaczego Twoim zdaniem rynek brazylijski nie jest w Polsce już tak popularny?
– W latach gdy ja grałem to obcokrajowiec musiał być lepszy od Polaka. Teraz różnie z tym bywa. Mamy wiele przykładów, że trafiają tu piłkarze przeciętni. Nie jest łatwo teraz wyciągnąć Brazylijczyka.
Dlaczego Scotty?
– Jestem podobny do Scottiego Pippena, od tego się to wzięło.
W Polsce jesteś już 18 lat.
– To prawda. Dobrze mi tu. Kocham Polskę, mam tutaj rodzinę i zostaję tu.
Do Kielc trafiłeś z Górnika Zabrze.
– Miałem też wtedy ofertę z Wisły Kraków, bo Marek Koźmiński miał tam dobre kontakty. Wybrałem Koronę, bo w Kielcach nie było takiej presji. Wisła co roku była na topie i było tam duże ciśnienie na mistrzostwo i puchary. Nie byłem na to gotowy. Korona była beniaminkiem z nowym stadionem i mocnym sponsorem. Chciałem się powoli rozwijać. To był dobry wybór.
W Koronie spędziłeś 6,5 roku. To najlepszy czas pod względem piłkarskim w Polsce?
– Zdecydowanie tak. Bardzo się rozwinąłem czego przykładem były oferty z Borussii Dortmund, Steauy Bukareszt i Sparty Praga, ale nie miałem wtedy dobrego agenta. Świetnie się czułem w Kielcach.
Przy Ściegiennego postanowiłeś zostać mimo karnej degradacji.
– To był ciekawy czas. Pamiętam do dziś jak po decyzji, że spadamy wszyscy siedliśmy smutni w szatni. Dyrektor sportowy czekał tylko aż będziemy przychodzić żeby rozwiązać umowę. Ja z Edim czekaliśmy i weszliśmy jako ostatni. Pytam Ediego czy on zostaje. Stwierdził, że jak ja zostanę to on też. Wszedłem do gabinetu dyrektora i powiedziałem, że jak zostawią mi moją pensję to zostanę. Dobrze mi tu było i nie chciałem nic zmieniać. Byli w dużym szoku, ale ucieszyli się, bo wiedzieli, że będziemy mogli budować zespół żeby szybko wrócić do ekstraklasy.
Miałeś też ofertę z West Hamu. Dlaczego nie doszło do transferu?
– To długa i dziwna historia. Jedna osoba z klubu powiedziała mi, że mam dobre warunki żeby grać w Anglii. Na miejscu spotkałem agenta, który miał mi we wszystkim pomóc, był pełnomocnikiem. Miałem mu przekazywać wszystkie informacje co się dzieje w mojej sytuacji i nie kontaktować się z Koroną. Dla mnie to było dziwne, bo przecież w Kielcach miałem ważny kontrakt. Pojechałem na testy i zagrałem w jednym sparingu. W klubie byli ze mnie zadowoleni. Po powrocie do Polski miałem trochę pretensji do Korony, że mnie nie puścili. Agent powiedział władzom West Hamu, że klub chce za mnie 1,5 miliona funtów. Okazało się, że to nie prawda, bo Korona życzyła sobie za mnie pół miliona, ale agent chciał ugrać jak najwięcej i nic z tego nie wyszło. Nie mam pewności czy to wszystko prawda, bo nie miałem wglądu do dokumentów, ja dostawałem takie informacje od ludzi.
Jak wspominasz Leszka Ojrzyńskiego?
– Świetny człowiek, ma dobry charakter. Bardzo pomaga mentalnie, dobrze dogaduje się z piłkarzami.
Dlaczego postanowiłeś odejść z Korony?
– Chciałem grać w piłkę. Korona wcześniej miała taki styl, dużo podań, dobrzy skrzydłowi. Za Ojrzyńskiego się to zmieniło i mnie się to do końca nie podobało. Nie chciałem tego zaakceptować. Zacząłem szukać klubu, a w Polsce wtedy fajnie grały Cracovia i Pogoń. Wybrałem ten drugi.
Trafiłeś do Pogoni i… strzeliłeś Koronie dwa gole.
– No niestety, bo bardzo lubię i mam w sercu Koronę, ale takie jest życie piłkarza. W Szczecinie również spędziłem fajne lata, jednak w Koronie czułem się najlepiej.
Śledzisz obecnie poczynania Korony i Górnika?
– Tak, wiem ile Korona ma punktów, jak gra u siebie i na wyjazdach. Jak spojrzałem na tabelę to oba zespoły mają tyle samo goli strzelonych co straconych. To będzie ciekawy pojedynek.
Na co stać Górnik w tym sezonie?
– Mają fajną drużynę. Górnik pokazuje, że może grać ofensywnie. Jak będą prezentować taki futbol jak na początku to mogą być wysoko.
Korona spokojnie się utrzyma?
– Myślę, że bez problemu. W Kielcach macie drużynę, która na spokojnie powinna się utrzymać. W dole tabeli jest ciasno, ale do końca sezonu jeszcze dużo czas. Będzie dobrze.
Za kogo będziesz trzymał kciuki w niedzielę?
– Za Koronę oczywiście. Gracie na własnym boisku i powinno być trochę łatwiej.
Co Ci dał i czego nauczył Cię futbol?
– Poznałem wiele świetnych osób. Zyskałem wiele kontaktów, przyjaźni, które teraz bardzo pomagają. Mam znajomych na całym świecie.
Po karierze fajnie się wspomina to co działo się w szatni, na zgrupowaniach, hotelach. Nie pamiętasz o tym ile strzeliłeś goli tylko momenty, które spędziło się z kolegami.
Dzięki piłce poznałem różne kraje, ludzi, kultury, religię i dzięki temu mogę teraz spokojnie pracować.
Każdy kibic Korony, słysząc Hernani ma pozytywne skojarzenia. Zasłużyłeś sobie na wielki szacunek i uznanie fanów.
– Na początku nie było łatwo, bo miałem problemy z kibicami. Szybko się to jednak zmieniło. Trafiłem dwa razy do jedenastki kolejki. Kibice zaczęli doceniać, że staram się dla klubu. Po degradacji zaczęli na mnie patrzeć jeszcze lepiej. Zobaczyli, że mam mocny charakter i nie opuszczam drużyny w kryzysowym momencie, bo gram sercem i nie zależy mi na pieniądzach.
Był czas, że mogłeś trafić do reprezentacji Polski. Jak się na to zapatrywałeś?
– Miałem wtedy jeden z najlepszych momentów w karierze. Wtedy naszym dyrektorem sportowym był Paweł Janas były selekcjoner reprezentacji. To bardzo pomagało. Sytuacja wyglądała tak, że jeden z dziennikarzy z Super Expressu zapytał czy wiem, o tym że Mauro Cantoro może trafić do polskiej kadry. Ja coś słyszałem, ale on grał kiedyś w młodzieżowej reprezentacji Argentyny więc to go wykluczało. Zadał mi pytanie czy ja grałem w młodzieżówkach Brazylii, a ja że nie, ale nie mam polskiego paszportu więc nie mogę grać dla Polski. Jeśli miałbym wtedy obywatelstwo polskie i dostał powołanie to z przyjemnością grałbym z orłem na piersi. Nawet była ankieta w jednej z gazet czy kibice chcą żeby Hernani grał dla Polski i 77% było za.
Z którym trenerem pracowało Ci się najlepiej?
– Ryszard Tarasiewicz to świetny trener. Dużo z nami rozmawiał, znał nasze mankamenty. Szkoda, że krótko z nim w Pogoni pracowałem. Dobrze też wspominam z Korony Ryszarda Wieczorka i Jacka Zielińskiego.
Z radarów kibiców ekstraklasy zniknąłeś w 2015 roku.
– Tak. Jak skończył mi się kontrakt w Szczecinie to zmieniłem numer telefonu. Nie chciałem żeby żaden klub do mnie dzwonił. Miałem plan wyjechać zagranicę. Była możliwość iść do Apoelu Nikozja, ale się nie dogadaliśmy finansowo. W Polsce był temat Zagłębia Lubin i Cracovii, ale nie chciałem grać w polskich klubach. Mimo wszystko zostałem w tutaj, bo mój syn zaczął trenować. Ja postanowiłem odpocząć od piłki. Skupiłem się na biznesie. Dzięki mojemu synowi znów zacząłem działać w futbolu i trafiłem do Kalwarianki. W klubach z niższych lig, w których grałem miałem po prostu swoich piłkarzy. Trenowałem raz, dwa w tygodniu i pomagałem tym chłopakom, bo wielu nie znało polskiego ani angielskiego.
Była możliwość Twojego powrotu do Korony?
– Były rozmowy, ale powiedziałem im, że ja bardzo kocham ten klub jednak nie chcę wiedzieć jaką mają dla mnie propozycję, bo nie jestem gotowy mentalnie, jak będę patrzył tylko na pieniądze to dla mnie to żadna przyjemność. Traktuję piłkę jako religię, jako życie. Do dzisiaj nie wiem jaką chcieli mi przedstawić ofertę.
Czym się obecnie zajmujesz?
– Jestem pośrednikiem menadżerskim. Mamy w Krakowie agencję, z którą współpracuję, nazywa się Everest. Pomagałem ostatnio przy transferze zagranicę. Jest u nas nawet jeden młody piłkarz z Korony Kacper Kucharczyk. Uważam, że powinien jeszcze trochę czasu spędzić w Kielcach, ale chcę go zaprosić na 10 dni do Włoch na testy. Mamy na niego plan.