W dzisiejszym odcinku „Pamiętnych meczów” przeniesiemy się do spotkania osławionej wśród kieleckich kibiców „Bandy Świrów”. A konkretniej do konfrontacji z Wisłą Kraków z jesieni 2012 roku. Odrobienie strat w dziewięciu? Zapraszamy na przybliżenie tamtej wyjątkowej historii.
Jeśli „Banda Świrów” to wiadomo, że na trenerskiej ławce siedział nie kto inny jak Leszek Ojrzyński. W tamtym dniu zdecydował się postawić na takich zawodników:
Małkowski – Golański, Malarczyk (88. Żewłakow), Stano, Lisowski – Foszmańczyk (46. Sierpina), Lenartowski, Jovanović, Lech (46. Zieliński) Janota – Korzym.
Nazwiska doskonale znane także młodszym kibicom Korony. Wielu z nich właśnie dzięki tej drużynie sprzed prawie dekady zaczęłao kibicować żółto-czerwonym.
Mecze z Wisłą w Kielcach zawsze były ciekawe, każdy fan czekał na te pojedynki, ale przede wszystkim każdy wiedział, jaką wagę ma zwycięstwo w spotkaniu z „Białą Gwiazdą”. 11 listopada 2012 roku podopieczni trenera Ojrzyńskiego mogli liczyć na wsparcie z trybun 8643 kibiców.
Już od pierwszej minuty było wiadome, że będzie to mecz walki. Oba zespoły grały bardzo agresywnie, z resztą ekipa Ojrzyńskiego była znana z fizycznego stylu gry, wysokiego pressingu i walki do ostatnich minut niezależnie od wyniku. Przed przerwą Korona jednak oddała pole do popisu Wiśle, która stwarzała więcej okazji, co zwieńczyła bramką w 25. minucie. Fakt zbyt agresywnej gry szybko potwierdził Michał Janota, który już w 28. Minucie obejrzał czerwoną kartkę od sędziego Sebastiana Jarzębaka. Choć wielu kibiców i ekspertów uważało to za kontrowersję, bo ich zdaniem nie powinno być to przewinienie skutkujące wykluczeniem.
Do przerwy nie zmieniło się nic w grze Korony, bojaźliwa i pełna strat oraz błędów gra mogła zakończyć się znacznie wyższym prowadzeniem gości.
Trener Leszek Ojrzyński to doskonały motywator, więc nic dziwnego, że po przerwie Korona zagrała już lepiej. Sporo ożywienia wprowadzili m.in. rezerwowi Łukasz Sierpina i Michał Zieliński. Ale mimo, że gospodarze prezentowali się korzystniej, to nie potrafili znaleźć recepty na dobrze dysponowaną defensywę rywali. Korona grała nieustępliwie, ale zauważalna była strata jednego zawodnika. Mało tego, od 83. minuty kielczanie grali już w dziewięciu, gdy za drugą żółtą kartkę usunięty z boiska został Vlastimir Jovanović.
Kibice przestawali wierzyć w zdobycie choćby punktu, wielu z nich zaczęło opuszczać trybuny przed końcem spotkania. Iskierka nadziei pojawiła się w 90. minucie, gdy tym razem to piłkarz Wisły (Michał Szewczyk) po dwóch żółtych kartonikach opuścił murawę. Korona natychmiast ruszyła do zmasowanych ataków, przecież nie mieli już nic do stracenia. I stało się! Kibicom, którzy pozostali na stadionie została wynagrodzona wiara do końca. Ostatnia akcja meczu… 94. minuta… Maciej Korzym strzałem lewą nogą pokonuje golkipera Wisły, stadion szaleje, cała ławka Korony eksplodowała w stronę „Korzenia”! Sędzia zakończył spotkanie, a dla kielczan ten remis smakował jak zwycięstwo.
Bo taka właśnie była „Banda Świrów”, pomimo gry w dziewięciu, pomimo źle układającego się spotkania, walczyli do końca, aby wyrwać przeciwnikowi jeden punkt. Dziś wielu kibiców żyje wspomnieniem o tamtej ekipie i bardzo często porównuje do niej obecny zespół. Jedno jest pewne, dziewięć lat temu w Koronie na pewno było więcej Polaków. Może już czas wrócić do tego modelu budowy drużyny…
Jakub Walkowicz