Ojrzyński: To moje najtrudniejsze wyzwanie w karierze

– Niełatwo jest zbudować zespół, z którym identyfikują się kibicie, gdy na boisko wybiega jeden Polak. Obcokrajowcy, choćby nie wiadomo jak dobrze grali w piłkę, nigdy nie zjednoczą środowiska – mówi w rozmowie z cowKoronie.pl były trener kieleckiego klubu, do dziś z nostalgią wspominany przez kibiców, a obecnie szkoleniowiec Wisły Płock, Leszek Ojrzyński.

Trzy mecze, dziewięć punktów. Lepszego początku w Płocku nie mogłeś sobie wymarzyć.

Otwarcie mamy wyśmienite, sam nie spodziewałem się takiego, ale nie możemy spoczywać na laurach. Dla nas każdy mecz to bitwa, a walka o utrzymanie – wojna. Kilka elementów złożyło się na to. Na pewno trafiliśmy w tych meczach ze zmianami. Rezerwowi wchodzili na boisko i dawali nam punkty. Tak jak ostatnio Oskar Zawada.

W dwóch ostatnich meczach skutecznie goniliście wynik. To dodatkowo cementuje szatnię.

W kwestii psychologicznej to bardzo ważna sprawa. Ale kluczem były gole, które strzelaliśmy do przerwy. W Sosnowcu były to bramki na 2:1, a w Krakowie na 1:2. Gdy łapiesz kontakt z rywalem, w szatni rozmawia się zupełnie inaczej. Można nastroić zespół, podbudować go, żeby chłopaki jeszcze mocniej uwierzyli w siebie. I to nam się udało. Ale te mecze już za nami. Radość po wygranej z Wisłą Kraków trwała krótko, bo przed nami kolejnych sześć, niezwykle trudnych, spotkań.

Dużo było do naprawy w szatni Wisły?

Zawsze trochę jest, gdy przychodzisz do drużyny, która jest w dołku. Przeprowadziliśmy ze wszystkimi indywidualne rozmowy, nakreśliliśmy plan, co chcemy wspólnie zrobić do końca sezonu. Najwięcej zawsze siedzi w głowach.

Nie nudzi Ci się praca pod stałą presją? Wisła to kolejny klub, który najpierw musisz utrzymać w ekstraklasie.

Przede wszystkim cieszę się, że mam tę pracę w ekstraklasie, bo chętnych do niej jest kilka razy więcej niż klubów. Ale nie ukrywam, że zadanie, które przede mną postawili działacze w Płocku jest chyba najtrudniejszym w karierze. Jeszcze nigdy nie obejmowałem drużyny, która jest w strefie spadkowej, a do rozegrania pozostało tylko 9 meczów. To praca pod stałą presją, ciśnienie jest ogromne. Wracając więc do pytania, na pewno chciałbym kiedyś popracować z drużyną, która walczy o wyższe cele, o puchary. Z Koroną byliśmy w pierwszym sezonie blisko, ale w końcówce zabrakło nam paliwa. Z Arką zasmakowałem pucharów i wiem, że to jest coś wspaniałego. Inna otoczka, prestiż. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie mi dane poprowadzić zespół w Europie.

fot. Arka Gdynia

Na Koronę będzie dodatkowa mobilizacja drużyny?

Motywacja musi być odpowiednia na każde spotkanie. Bez woli walki, zaangażowania, nie da się wygrać żadnego meczu. To powtarzam od początku moim zawodnikom. Piłkarskiej jakości nam nie brakuje, ale do niej zawsze trzeba dołożyć serce.

W kieleckim zespole zapowiada się sporo zmian. Defensywa będzie całkowicie przemeblowana.

Ale dla trenera Lettieriego to chyba komfortowa sytuacja… On lubi eksperymenty, zmiany w składzie, zmiany ustawienia po kilka razy w trakcie meczu. Po Koronie nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać. Ale po ostatnim zwycięstwie ze Śląskiem Wrocław na pewno kielecki zespół przyjedzie do Płocka zmotywowany.

Jak zatem oceniasz zespół Gino Lettieriego?

Nie chcę tego robić. Z boku każdy może się wymądrzać i mieć swoje teorie. Na pewno apetyty w Kielcach były znacznie większe. Skoro rok i dwa lata temu grali w grupie mistrzowskiej, to teraz cel był taki sam. Ale to samo można powiedzieć o Wiśle. W poprzednim sezonie otarli się o puchary, a teraz trzeba bronić się przed spadkiem. Czynników wpływających na wynik zawsze jest wiele.

Wiele osób zarzuca Koronie brak charakteru, tożsamości, czyli to, czego nie brakowało drużynie prowadzonej przez Ciebie.

Niełatwo jest zbudować zespół, z którym identyfikują się kibicie, gdy na boisko wybiega jeden Polak. Obcokrajowcy, choćby nie wiadomo jak dobrze grali w piłkę, nigdy nie zjednoczą środowiska. Oni sami też nie do końca będą potrafili zżyć się z klubem, miastem. W naszych czasach mieliśmy praktycznie samych Polaków. A jeśli już byli obcokrajowcy to tacy, którzy byli niemal jak Polacy: Stano, Kijanskas, Vuković, Jovanović czy Hernani. Jak masz taką grupę ludzi, to pewne rzeczy wychodzą naturalnie, tworzy się więź między zawodnikami, kibicami. Ale z drugiej strony trenerowi Lettieriemu udało już mnie przegonić i pobił mój rekord w liczbie meczów z Koroną w ekstraklasie (dotychczas 68 spotkań Lettieriego, 63 – Ojrzyńskiego – red.), więc cząstkę siebie w tym klubie na pewno pozostawił.

fot. Przegląd Sportowy

Twoja „Banda Świrów” wygrałaby z obecną Koroną?

Nie ma co gdybać… My mieliśmy swoje mocne strony i dziś Korona też ma mocne strony. A już na pewno miała je w poprzednim sezonie, gdy naprawdę dobrze wyglądała i grała ofensywnie. Mój zespół w szczycie formy był w stanie rywalizować ze wszystkimi w lidze, wygrywaliśmy z Legią, Wisłą, Śląskiem. W ostatniej minucie zremisowaliśmy u siebie z Lechem. Gdybyśmy mieli te dwa punkty więcej, myślę, że awansowalibyśmy do pucharów. Bo nawet przy tych kartkach i kontuzjach zespół wykrzesałby z siebie dodatkowe siły. Żałuję tego bardzo… Ale życie pędzi do przodu i nie ma co wracać do przeszłości.   

Share:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *