Jańczyk: Za wszystkie niepowodzenia winą obarczano mnie (#1)

– Gdyby moje zwolnienie miało miejsce za czasów trenera Ojrzyńskiego, „Pachety”, Brosza, Wilmana czy Bartoszka, to na pewno przeżywałbym je dziesięć razy mocniej. Bo wtedy każdy dzień w klubie to było coś magicznego – mówi w pierwszej części rozmowy z cowKoronie.pl były już rzecznik i spiker kieleckiego klubu Paweł Jańczyk.

Trudno jest po 10 latach nagle zmienić swój rytm dnia, zaplanować weekend bez meczu?

Na razie odpoczywam, choć to też nie jest tak, że śpię do 12 (śmiech). Nigdy nie byłem osobą, która wraca do domu o 16 i kładzie nogi na kanapie. Zawsze byłem aktywny i taki pozostanę bez Korony. Ale na pewno będą się musiał przyzwyczaić do życia bez codziennej pracy w klubie. Rozmawiałem przez ostatnie dni z wieloma kolegami i koleżankami, którzy byli rzecznikami prasowymi w ekstraklasie, ale już nie pracują. I wszyscy zgodnie mówili: początek będzie ciężki, będzie ci wielu rzeczy brakowało, ale to życie istnieje. Ba, mówią, że może być nawet przyjemne.

Byłeś osobą zdecydowanie najdłużej sprawującą tę funkcję spośród wszystkich klubów w ekstraklasie.

Tylko Agnieszka Syczewska w Jagiellonii Białystok może pochwalić się podobnym stażem, ale ona kilka lat temu z roli rzecznika awansowała do funkcji wiceprezesa klubu. Byłem zatem zdecydowanie najdłużej pracującym rzecznikiem, więc może to był już znak, że pora na zmianę (śmiech).

Dlaczego zatem ta zmiana przyszła?

To pytanie musisz zadać prezesowi Zającowi… Ale chyba mogłem się tego spodziewać, bo nie będę ukrywał, że nie było nam po drodze. Jestem osobą, która jeśli wie, że ma rację – a wydaje mi się, że w temacie komunikacji, mediów, marketingu po prostu się znam – to nie boję się tego wyrazić, nawet jeśli po drugiej stronie siedzi prezes klubu. Uważam, że przez te wszystkie lata, ja czy ludzie, z którymi pracowałem w biurze robiliśmy wszystko dla Korony i z myślą o Koronie. I może zabrzmi to nieskromnie, ale wiem, że tę pracę wykonywaliśmy na wysokim poziomie.

To skoro było tak dobrze, to czemu okazało się, że jest tak źle?

Brakowało zaufania do mnie i tego, co robię. Druga strona uważała, że zna się lepiej, ma większą wiedzę i nie potrzebuje takiego człowieka.

fot. Gazeta Wyborcza Kielce

Masz na myśli prezesa Zająca?

Nie tylko, trenera także. Policzyłem, że przez te 10 lat współpracowałem z jedenastoma trenerami i tylko z Lettierim nie potrafiliśmy sobie tej relacji ułożyć. I nie uważam, że przeszkodą była moja nieznajomość języka niemieckiego. Bo z trenerem „Pachetą”, choć nie znałem hiszpańskiego, a on angielskiego, znakomicie się rozumieliśmy i dogadywaliśmy. Za każdym razem, gdy w mediach pojawiało się coś negatywnego o Koronie, bądź też trener powiedział coś kontrowersyjnego na konferencji prasowej, winą obarczano mnie. I nie potrafił zrozumieć, że nie na wszystko mam wpływ.

Sytuacja z zamieszaniem z tłumaczeniem słów Gino Lettieriego po meczu w Białymstoku tylko przelała czarę goryczy?

Chyba tak, ale w sumie to do dziś nie wiem, co tak naprawdę było powodem. Bo może to się wydawać dziwne, ale rozmowa w gabinecie prezesa Zająca, podczas której zakomunikował mi decyzję, trwała może ze dwie minuty. Usiadłem, powiedział mi, że to, co się stało po Jagiellonii, to było złe, ale on nie chce do tego wracać, więc uważa, że powinniśmy się rozstać.

I tyle, po 10 latach pracy? 

No tyle… Żadnego innego powodu nie usłyszałem. A jeśli zbierało mi się u prezesa, to szkoda, że wcześniej o tym mi nie powiedział. Może mógłbym się poprawić? Nie chcę, żeby to zabrzmiało, że się żalę, ale chyba nie zasłużyłem, żeby zostać tak potraktowanym. Bo jeżeli słyszę od różnych osób, że prezes ponoć rok się na mnie „czaił”, to ten Białystok chyba rzeczywiście był jedynie pretekstem.

Zwolniono rzecznika, ale klub jednocześnie stracił spikera, fotoreportera, grafika, „pilota” wycieczek na stadionie i pewnie jeszcze kilka innych funkcji udałoby się znaleźć.

I co mam odpowiedzieć?

No tak rzeczywiście było… Robiłem w Koronie wiele rzeczy, które wychodziły poza zakres moich obowiązków zapisanych w umowie. Pamiętam, jak przyjechała do nas Legia i jej rzeczniczka Iza Kuś, której towarzyszyło osiem osób z biura prasowego, jak zobaczyła mnie obwieszonego tym aparatem, ciągnącego torbę ze sprzętem, z mikrofonem w ręku, a po meczu szybko przebierającego się i prowadzącego konferencję, zapytała mnie: „Dlaczego ty się na to godzisz? To nie jest normalne”. I pewnie nie było, ale Korona to nie jest Legia i na pewne rzeczy nigdy nie było nas stać. Więc skoro mogłem coś robić dla klubu i – mówiąc kolokwialnie – ogarniałem temat, to robiłem to.

Jakim klubem jest dziś Korona?

To, co cieszy najbardziej, że wciąż jednym z najlepszych 16 klubów w Polsce. Jesteśmy w ekstraklasie, gdzie chciałoby być pewnie kilka tysięcy innych drużyn w kraju.

Nie mów proszę już jak rzecznik. Wiesz co mam na myśli…

Ok, powiem tak: gdyby moje zwolnienie miało miejsce za czasów trenera Ojrzyńskiego, „Pachety”, Brosza, Wilmana czy Bartoszka, to na pewno przeżywałbym je dziesięć razy mocniej. Bo wtedy każdy dzień w klubie to było coś magicznego. Do pracy chodziło się na skrzydłach, najchętniej spędzałoby w klubie 24 godziny na dobę i pracowało z piłkarzami, trenerami czy prezesem. Dziś tego już nie ma, nie ma tej wyjątkowej atmosfery, bo ta szatnia jest już całkowicie inna. I tu chyba trzeba postawić zarzut prezesowi Zającowi i trenerowi Lettieriemu, że całkowicie przebudowując zespół zatracili ten koroniarski charakter. Kiedyś każdy piłkarz, który tu przychodził mówił, że po kliku dniach czuje się jakby grał tu parę sezonów. Oni wchodzili do tej szatni, łapali ten specyficzny klimat i na boisku walczyli za Koronę. Jeśli na co dzień masz możliwość przebywania z takimi ludźmi jak „Aco” Vuković, Edi Andradina, Maciek Korzym, Paweł Golański, „Ryba”, Tomek Lisowski czy Zbyszek Małkowski to wiesz, że jesteś naprawdę szczęściarzem, że pracujesz w takim miejscu. I wiesz, oni wszyscy po moim zwolnieniu odezwali się. Zadzwonili, wysłali sms, napisali na Facebooku. Z „Lisem” nie miałem kontaktu chyba ze trzy lata, a zadzwonił jako jeden z pierwszych.

A z obecnego składu ktoś zadzwonił?

(Chwila ciszy) Bartek Rymaniak. Tak, Bartek Rymaniak…

Koniec części pierwszej.

Marcin

Share:

5 Responses to the post:

  • KF
    w 17:14

    Styl rozstania żenujący, ale Korona jest coraz mnie Koroną, klub zatraca swój kielecki charakter i staje się coraz mniej polski. Zwolnienie Pawła, prawdziwego fachowca nie wystawia najlepszego świadectwa. Komu? No właśnie komu?

    • ms
      w 18:44

      To chyba pytanie retoryczne. Ale obecne władze klubu chyba wiedzą lepiej wszystko i nie potrzebują wsparcia. I dotyczy to nie tylko działań w szeroko pojętnym PR.

      • Kr
        w 20:17

        Korona bez takiego spikera i rzecznika prasowego to już nie ten sam klub… szkoda, bo było czego pozazdrościć…
        w standardach traktowania wieloletnich i zasłużonych pracowników nie dosięgamy Europie nawet do pięt..

  • Ona
    w 20:15

    Zapytajcie czy władze Korony kiedykolwiek potrafili rozstać się z pracownikiem w cywilizowany sposób? 🤔😒

  • Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *